I właśnie coś takiego w twórczości Iwaszkiewicza przydarzyło się z powstaniem styczniowym: przybrało ono postać obłoku lub snu, stale pisarzowi towarzyszącą, stale obecną, igrającą to bardziej, to mniej wyrazistym kształtem, ale uporczywie powracającą, zabarwioną i ciemno, i jasno, zaprawioną i szlachetną, bezinteresowną wielkością, i ohydną goryczą klęski. Znamienne przy tym, że obłoki i sny przepływają stale przez najbardziej romantyczne w swej czystej tonacji opowiadanie powstańcze Iwaszkiewicza — przez Zarudzie. Autor wśród marzeń o obłokach i marzeń sennych umieszcza bohatera Zaru- dzia, Józia, i konsekwentnie od początku uwydatnia rys „nierealności” obecny w tamtejszym krajobrazie. Wszystko to są przygotowania do końcowego przeduchowienia-przeanielenia ludzi zwyczajnych (podobnie jak w Fantazym Słowackiego), zapowiedzianego przez strofę z wiersza Zaleskiego Ku młodziankom polskim. W obrazie przeniesionym świadomie z płócien Jacka Malczewskiego odnajdujemy też tonację wierszy Zaleskiego, gdy Józio wraz z emisariuszem — panem Kalikstem, idąc za głosem ofiarnego poświęcenia, topi w rzece pistolety, by nieść chłopom ukraińskim czyste posłannictwo wolności, braterstwa i miłości: „Rozjaśniające się powietrze otaczało ich coraz to bardziej niebieską farbą, był to rodzaj nadrzecznej mgły. Zdawało się, jakby nie szli po ziemi, tylko szli powietrzem, i zaraz ta mgła ich zatarła.” Zdawało się tak zresztą Fiłaretowi — ich zdrajcy!