Książkę moich wspomnień zaczyna Iwaszkiewicz od osobliwej charakterystyki własnego dzieciństwa — podobnie jak Chateaubriand, gdy w Pamiętnikach zza grobu mówił o epoce sprzed rewolucji: „wydaje mi się, że upłynęło ono nie tylko w innym świecie, ale nawet i w innym czasie”. To zdumiewające poczucie dawności, a nawet pradawności znajduje jednak swoje racjonalne uzasadnienie: „Przez to, iż byłem dzieckiem starych rodziców, że miałem znacznie starsze od siebie rodzeństwo, sięgałem jak gdyby początkami istnienia o wiele bardziej w głąb XIX stulecia, niż na to data mego urodzenia wskazuje. A ponieważ Ukrainę i jej zapadłe kąty w XIX wieku łączyło niejedno jeszcze z wiekami poprzednimi, wydaje mi się czasami, że pierwsze lata mego życia przypadają niemal na czasy Trylogii — a w każdym razie na ostatnie lata Rzeczypospolitej.” Do wątku własnej „dziewiętnastowieczności” powracał zresztą pisarz wielokrotnieJakąż nieskończoność buduje sztuka pamięci: biografia indywidualna zrasta się z biografią zbiorowości, egzystencja jednostkowa rozszerza się na historyczne bytowanie i wchłania je w siebie, warstwy rodowe nakładają się na warstwy regionu i warstwy epok dziejowych.
