W tym oto okrzyku, będącym wyrazem niewiarygodnego wprost skłębienia racji i emocji, objawia się najwyższa, tragiczna ironia czynu dziejowego. I znów podkreślić wypada, że nie mamy u Iwaszkiewicza bynajmniej do czynienia z imitacją romantycznego zastosowania kategorii estetycznej ironii czy ironii tragicznej. Żaden romantyk bowiem nigdy nie zdobyłby się na podobny dystans artystyczny — on zawsze jednak tkwił „wewnątrz”, podczas gdy Iwaszkiewicz znajduje się „na zewnątrz” i nigdy o tym:; nie zapomina.Dostrzegając w tkance historii przede wszystkim wzór ironicz-j no-tragiczny, ciągłe zderzenia wzniosłości i zwyczajności, Iwaszkiewicz nie posługuje się romantyczną teatralizacją dziejów. Znamienne zresztą, że przy całym uwielbieniu dla Nad Niemnem i Wiernej rzeki nie mógł się powstrzymać od następującego wyznania: „Niepodobna jednak zaprzeczyć, że powieści te traktują powstanie styczniowe jak obrazy Grottgera — sentymentalnie, a przynajmniej uczuciowo i «malowniczo», a jak wiadomo, żadne powstanie, żadna wojna nigdy nie jest «malownicza».” A potem wspomniawszy wątki 1863 r. u Kraszewskiego i Jeża powraca znów do narzucającego mu się odczucia: „Jednak to są malowidła trochę sztuczne, dzieje powstania są już w nich zmitologizowane, zrobiono z nich coś w rodzaju opery. Powstanie styczniowe wygląda tu trochę jak francuska rewolucja w operze Giordana.”