Podziękowawszy Bogu, bohater udaje się wprost do szpitala. Tutaj pada ofiarą ponownej pomyłki. „Jeszcze w hallu spotkała mnie siostra przełożona i popatrzyła na mnie jak gdyby radośnie i oczami pełnymi znaczenia. Odpowiedziałem jej pytającym wzrokiem. Podeszła do mnie i patrząc z bliska na klapę mojej marynarki powiedziała:— Umarła” (226).Cios ostateczny ironii tragicznej dosięga bohatera, naturalnie, w momencie, kiedy się tego najmniej spodziewał. Iluminacja była fałszem. Cios niszczy całą skrupulatnie wzniesioną budowlę nadziei i zaufania. Nie może już być mowy o płynącej z mistycznego upojenia pewności harmonii. „Czuję, że oprócz mnie ktoś jeszcze jest w pokoju, ktoś niezmiernie wielki i potężny, ktoś bezmierny i bardzo straszny.” Ktoś, kto rozmawia z Hiobem… Ale w Księdze Hioba dokonuje się usen- sownienie cierpienia; po to w końcu została stworzona. O niczym takim nie może być mowy w polu działania ironii tragicznej.W tym porządku, który obecnie mnie interesuje, pragnę jeszcze zwrócić uwagę na znaczenie finałów dwóch opowiadań, które zostały napisane — w pobliżu Anny Grazzi, tego koronnego dowodu przenikania w twórczość Iwaszkiewicza egzystencjalnej ironii tragicznej — podczas wojny i okupacji: Bitwy na równinie Sedgemoor — 1942, oraz Matki Joanny od Aniołów-1943.