Zmieszanie tak różnorodnych inspiracji było nad wyraz charakterystyczne dla ówczesnej społeczności polskiej. Świetnemu wyczuciu tej sytuacji Iwaszkiewicz dał wyraz w Książce moich wspomnień, opisując świat kulturalny swej młodości: w Tymoszówce „obok misteriów Wagnera słuchało się majowego nabożeństwa”, Szymanowski zamierzał napisać muzykę do Klątwy Wyspiańskiego, a ludzie „wsiowi” unosili się na skrzydłach pieśni Brahmsa i Mahlera (54). W takiej aurze młody Iwaszkiewicz uznał kondycję artysty za jeden z najistotniejszych problemów współczesnego świata i zaczął pisać kolejne wersje swego Kunstlerroman — gatunku dość rzadkiego w końcu w naszej literaturze. Życie i posłannictwo artysty to są w Polsce zawsze sprawy, których ujęcia muszą być tak czy inaczej odziedziczone po romantyzmie, ale Iwaszkiewicz wprowadził je w nowe konteksty i nadał im całkiem odmienny wymiar. Przy tym jeszcze trzeba zauważyć, że większość swych bohaterów „problematycznych”, a jednocześnie sympatycznych, Iwaszkiewicz wyposażył w cechy artystów, choćby wcale z profesji czy uświadomionego powołania nimi nie byli. I tak — powołajmy późny przykład — w postaci Józia z Zarudzia odnajdujemy rysy „naturalnego poety”, ulubionego bohatera Iwaszkiewicza, a nawet śledzimy pokrewieństwa z Hilarym, synem buchaltera.
