Nie będzie przesadą, gdy powiem, że tragiczno-ironiczna groza, ale i miałkość losu dziejowego skupiły się dla Iwaszkiewicza w wydarzeniu o wymiarze historycznym i fatalistycznym jednocześnie: w powstaniu styczniowym. Nie zawsze bywa to wprost widoczne, ale wiele impulsów bije z tego właśnie bardzo określonego źródła. Po lekturze powieści Józefa Narzymskiego Ojczym Iwaszkiewicz wyznał jeszcze przed napisaniem opowiadań powstańczych z tomu Zarudzie: „zdaje mi się, że żadna z naszych powieści do tego stopnia prawdziwie nie odbiła samego «nastroju» epoki przed powstaniowej i powstaniowej, żadna nie odmalowała do tego stopnia szczerze i tak głęboko samych przyczyn naszej narodowej klęski, która chyba była największą klęską narodu polskiego w jego dziejach. Narzymski przede wszystkim odmalował beznadziejność tego przedsięwzięcia, które od samego początku nie miało żadnych danych ani środków po temu, abyskończyć się powodzeniem.” Zapamiętajmy te słowa, płynące ! z głębi wewnętrznego przeświadczenia — że klęska powstania styczniowego „chyba była największą klęską narodu polskiego ; w jego dziejach”.