Piękno księcia musi zostać zamordowane. „Trzeba już raz z tym wszystkim skończyć” (181). Zawiązuje się więc spisek trzech wrogów piękna, zresztą oczywiście oplątanych i opętanych jego dwuznacznymi urokami. Każdy nienawidzi z nieco innego, choć w gruncie rzeczy jakby tego samego powodu: kamerdyner Józef najbardziej z przyczyn klasowych (tu czai się przeczucie motywacji rewolucji); Zenobia — bo się buntuje „przeciw zmysłowej ohydzie piękna” (185), przeciw zniewoleniu przez żądzę, przez ciało; Jarosław Iwaszkiewicz (który tak właśnie tu występuje pod swoim imieniem i nazwiskiem, żeby ponieść jak najbardziej osobistą odpowiedzialność za prawdę, rzekomo tylko literackiej, fikcji) — bo ma swoje porachunki, najgruntowniej osobiste, filozoficzne, metafizyczne, z pięknem zmysłowym. Wśród najbardziej zagrażających człowiekowi siedmiu żywiołów na ostatnim miejscu znajduje się najokropniejszy, najniebezpieczniejszy — „Piękno, przeciw któremu nie mają ludzie ratunku” (191). „Chłód piękna” — paradoksalnie — przyprawia o poty, o śmiertelne poty.
